Mój hotel jest moją galerią

Wieści Grażyna Kruk

Trzygwiazdkowy Hotel „Kruk” jest położony przy zaporze Zalewu Sulejowskiego. Od zawsze wyróżnia go gościnność oraz dobra kuchnia. Jednak jest jeszcze coś…Jest to Hotel z „pozytywną duszą”, którą dostarcza gościom właścicielka hotelu tworząc galerię obrazów jej autorstwa. O sztuce tworzenia i wyrażania siebie poprzez malarstwo, malarstwo nietuzinkowe, często kontrowersyjne rozmawiamy z Grażyną Kruk malarką i właścicielką hotelu.

Pani obrazy są pełne symbolizmu. Nie boi się Pani podejmowania trudnych tematów takich jak np. eutanazja czy aborcja.

Zawsze chodziłam własnymi ścieżkami. Moje obrazy to nie tylko ładne kwiaty, akty czy krajobrazy, choć ich tytuły mają również symboliczne znaczenie. Przedstawiam także w swoich obrazach „ obecną historię”, społeczną dyskusję na nurtujące nas problemy takie jak: in vitro, aborcja, eutanazja, przemoc, pedofilia, dramat dzieci i kobiet, kryzys gospodarczy, katastrofa Smoleńska itp. Te obrazy wzbudzają mnóstwo emocji i dyskusję. Zdarza się, że ludzie oglądając je mają „wilgotne oczy” lub po prostu milczą.

Od kiedy Pani maluje?

Pierwszy obraz olejny, który namalowałam na zajęciach plastycznych pochodzi z czasów liceum i jest zawieszony w głównym holu hotelu. Wolałabym nie ujawniać daty jego powstania (śmiech) ale jak tylko sięgam pamięcią to zawsze coś tam rysowałam i malowałam.

A co się działo później? Czy kontynuowała Pani naukę w tym kierunku?

Zawsze podkreślam, że zdolności artystyczne mam w genach. Jestem osobą bardzo wrażliwą, kochającą ludzi i życie. Moja rodzina ze strony mamy „potrafi malować, śpiewać i grać na instrumentach”. Moja mama, lat 82, emerytowana nauczycielka w kilku szkołach uczyła plastyki i muzyki i to ona wywarła na moje malowanie największy wpływ. Jeśli mogę jej za to podziękować na łamach Waszego pisma, to napiszcie tylko „Bardzo Cię kocham Mamo”. Na studia plastyczne nie startowałam ponieważ czułam, że nie będę mogła malować tego „co mi w duszy gra”. Tak też zatytułowałam swoją wystawę w muzeum Sieradzkim, którą zadedykowałam swojemu zmarłemu koledze Edwardowi Podwysockiemu, malarzowi surrealiście, który żył i tworzył w Paryżu.
Interesował mnie człowiek. Byłam baczną obserwatorką jego psychiki i anatomii, co wyraziłam w obrazach z dłońmi, określającymi wizerunek człowieka. Ukończyłam studium położnicze w Łodzi i przez pewien okres pracowałam w Instytucie Ginekologii i Położnictwa Akademii Medycznej w Łodzi. Praca w służbie zdrowia w jakimś stopniu wycisnęła piętno na moich obrazach, takich jak: in vitro, aborcja, eutanazja, ponieważ mam sprecyzowane własne poglądy na ten temat oparte na doświadczeniach zawodowych.

Skąd jeszcze czerpie Pani inspirację ? Tematyka Pani obrazów jest różnorodna.

Inspirację czerpię z obserwacji życia codziennego. Zawsze byłam blisko ludzi ale w szczególności jestem wrażliwa na krzywdę dzieci i kobiet. Bo to kobieta najczęściej zostaje sama z problemami rodzinnymi i to ona musi „dźwigać garb wszelkiej patologii” od niej niezależnej. Dlatego też na ile jest to możliwe wspomagam dzieci w szkołach, domach dziecka i innych fundacjach. Organizuję też co roku charytatywnie Dzień Dziecka gdzie moimi gośćmi są dzieci np. ze Związku Niewidomych lub ze szkół w nagrodę za dobre oceny czy wyniki w sporcie. W tym roku planuję zorganizować zabawę przy grillu dla dzieci autystycznych, gdzie rodzice będą mogli wymienić się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniem.

Czym spowodowana była długa przerwa w Pani twórczości ?

To długa historia, moje życie jest barwne ale też usłane smutnymi doświadczeniami, o czym wolałabym nie opowiadać bo są zbyt intymne. W 1975 roku wyszłam za mąż i na świat przyszło naszych dwóch synów. Oprócz tego pracowałam zawodowo w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Andrespolu a mąż prowadził Stację Szybkiej Obsługi i napraw samochodów w Łodzi. Rozpoczęła się prywatyzacja i tak zwane „ wsiadanie do pociągu”. Zajęliśmy się biznesem, ja prowadziłam dwa sklepy motoryzacyjne i sklep monopolowy w Łodzi a mąż prowadził i prowadzi Okręgową Stację Diagnostyczną, stację napraw i sklep motoryzacyjny również w Łodzi. Budowaliśmy, kształciliśmy dzieci, zajmowaliśmy się biznesem i nie miałam czasu ani weny do malowania.

A kiedy pojawił się pomysł otworzenia hotelu nad Zalewem Sulejowskim?

A to ciekawa historia. Przyjechałam z dziećmi do Borek z przyczepą kempingową, mąż w tym czasie przebywał w sanatorium po operacji kolana. Zachwyciłam się urokiem Zalewu Sulejowskiego, jego jeszcze czystą woda i przepiękną dziewiczą przyrodą. Borki w tamtym czasie tętniły życiem, odpoczywało bardzo dużo ludzi a nie było gdzie zjeść obiadu. Wówczas w mojej głowie zrodził się pomysł, żeby właśnie w tym uroczym miejscu wybudować małą restauracyjkę. Kupiliśmy działkę i znalazłam swoje wymarzone miejsce a z małej restauracyjki powstał Hotel z restauracją. Budowa jego trwała długo „ z tak zwanych doskoków” ponieważ synowie wymagali jeszcze opieki. Hotel „Kruk” otworzyliśmy w 1999 roku kiedy już starszy syn skończył hotelarstwo a w 2006 roku został rozbudowany o salę weselną i sale konferencyjne.

Wybudowanie hotelu nie jest prostą sprawą. Jak układała się współpraca z ówczesnymi władzami?

Współpraca z ówczesnymi władzami układała się naprawdę bardzo dobrze. Wszyscy byli pozytywnie nastawieni do mojego projektu, ponieważ tutaj nad zalewem było niewiele punktów gastronomicznych. Jedynym problemem był i jest brak kanalizacji ale mam nadzieję, że obecne władze mając na uwadze czystość zbiornika rozwiążą ten problem.

Czy kobiecie z duszą artystki łatwo jest się odnaleźć w biznesie?

Po mamie mam duszę artystyczną, po tacie smykałkę do interesów więc w tej materii zawsze sobie jakoś radziłam i nadal radzę.

Wystrój hotelu jest też Pani autorstwa…

Tak. Wystrój hotelu jest mojego i syna pomysłu. Przeważa tu drewno, kamień, tkanina, czyli natura. Poza malowaniem również rzeźbię w gipsie, drewnie oraz granicie. Projektuję także wnętrza, maluję witraże, wykonuję ręcznie elementy dekoracyjne pomieszczeń. Dlatego też wiele dekoracji w tym hotelu jest wykonanych przeze mnie.
Tutaj nastąpił powrót do malarstwa. Moja pracownia mieści się na samej górze hotelu gdzie mam wspaniały widok na Zalew Sulejowski i jak już wspomniałam ten Hotel jest moją galerią. Ale sztuka hotelu przejawia się również w kuchni, to królestwo jednak powierzyłam mężczyznom – kucharzom, ja ewentualnie pomagam w dekoracji potraw bądź przygotowywaniu wszelkich bufetów.

Pani obrazy można podziwiać tylko w Hotelu Kruk, czy też w innych miejscach?

Do tej pory zorganizowałam dwie wystawy. Jedną w muzeum w Sieradzu a drugą w Tomaszowie Mazowieckim. Najważniejszym miejscem wystawiania moich prac jest Hotel i dlatego prowadzenie hotelu i malarstwo są dla mnie nierozłączne. W związku z tym bardzo serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych przybyciem do hotelu – galerii i obejrzeniu mojej twórczości.

Czy Pani obrazy są na sprzedaż?

Nie sprzedaje moich obrazów. Uważam, że posiadana, przeze mnie umiejętność jest pewnego rodzaju darem, a że jestem trochę osobą przesądną to obawiam się, że malując je komercyjnie utracę pomysły na tworzenie nowych dzieł. Ponadto z każdym obrazem jestem bardzo emocjonalnie związana a Hotel posiada jeszcze wiele niezapełnionych ścian. Sprzedając obrazy, hotel nie byłby galerią.

Jest Pani niewątpliwie kobietą sukcesu. Czego można Pani życzyć?

Chyba przede wszystkim spokoju i mniej problemów natury rodzinnej i administracyjnej związanej z prowadzeniem hotelu. Chciałabym mieć więcej wolnego czasu, abym mogła w większym stopniu poświęcić się malowaniu. Poza tym, mój styl życia przekłada się też na moją twórczość. Niektóre z obrazów są bardzo ekspresyjne na przykład obraz „ Zamknięty krzyk” , ”Myśli nieuczesane” , ”Ostatni blask świadomości”. Chciałabym też mieć więcej czasu na przemyślenia, na wyciszenie, którego mi brakuje, ponieważ żyję bardzo intensywnie, w ciągłym pędzie. Marzę o tym, aby namalować ciszę czy wytłumioną agresję. Ale wiem, że w tym momencie jest to jeszcze niemożliwe.